Strona główna   Gmina   Rada Miejska   Urząd Miejski   Gminne Jednostki Organizacyjne

Geografia   Historia miasta   Kultura i sztuka   Turystyka i rekreacja   Oferta inwestycyjna   Teleadresy
 

20 marca 2009

            

Z Zenonem Łodygowskim, prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej w Obornikach Śląskich rozmawia  Jerzy Radek


Jerzy Radek: - Piotr Janczerski śpiewał kiedyś dawno temu: „W Kwaśniewiczach w ogniu stanął dom, dzielnych zuchów ma ogniowa straż”. Jeśli pan zna tą piosenkę – to czy NASZA straż ma dzielnych zuchów?
Zenon Łodygowski: - Znam, pewnie że znam! (śmiech). Odpowiedź może być jedynie obiektywna, trzymam stronę naszej straży! Od kiedy jestem tu prezesem – a może pan spytać się przeciętnego oborniczanina - jest lepiej. I jestem pewien, że odpowie twierdząco!
JR: - A ilu „zuchów” w tej chwili pracuje dla OSP?
: - Ogółem 30 osób. Ale tych przeszkolonych, uprawnionych do wyjazdu do akcji jest 17.

JR: - Jak wielki obszar obsługujecie?
: - Zajmujemy się głównie gminą. Ale od 2004 należymy do Krajowego Systemu Gaśniczego i w związku z tym możemy być wysyłani nawet poza granice naszego państwa. Jesteśmy dość daleko od granicy – więc nie jest to prawdopodobne, choć podkreślam – możliwość istnieje.
JR: - Może trochę historii? Od czego zaczynaliście?
: - Ta straż pożarna miała swoje dobre lata w latach 60. i 70. I to już pamiętam, pracowałem wtedy jako zawodowy strażak w Trzebnicy. Potem – jeśli mogę tak powiedzieć – zeszło to na dół. Widziałem inne, rozwijające się jednostki. Nasza… Ówczesny mój trzebnicki komendant i burmistrz pan Wiśniewski namawiał mnie, by przejąć to w swoje ręce. Gdy przyszedłem do Obornik, na stanie był tylko trzydziestotrzyletni jelcz.



Obecnie mamy 2 nowe samochody – ford transit, głównie przeznaczony do wypadków, i jednostka gaśnicza, roczny mercedes, którego odbierałem jeszcze jako zawodowy strażak. Trzebnica zazdrości nam trochę, mają oczywiście więcej wozów, ale starsze. Może nasze władze samorządowe, ale także „nasza” posłanka pani Aleksandra Natali-Świat są bardziej operatywne? Trudno porównywać jelcza, na którym prócz paru węży nic nie było i nadawał się do gaszenia sterty słomy, do nowego merca. To sprzęt specjalistyczny, do ratownictwa drogowego, medycznego, teraz składamy wniosek o kolejny zestaw do hydraulicznego ratownictwa drogowego tak, by wyposażyć wszystkie nasze wozy.
JR: - OK., a… proszę mi powiedzieć – czy byliście wzywani również do… ściągania kotów czy z dachów, czy z gałęzi?



: - (zaskoczenie, potem śmiech) Tak, chachacha, i tak bywało! Koty są niewdzięcznymi „pacjentami”, wbijają pazury w podłoże nie wierząc, że chcemy im pomóc. A ostatnio wyciągaliśmy psa ze studzienki kanalizacyjnej. Mamy więc już jakieś doświadczenia, umiemy zastosować środki ochrony osobistej przed pogryzieniem.
JR: - Czyli – nie strumieniem wody go?
: - Nie, nie. Tego nie robimy!
JR: - Jak pan oceni swą pracę? Jest lekko i przyjemnie?
ZŁ: - Podam dane z wyjazdów za 2008 rok. 145 razy. Czyli prawie co drugi dzień. To nie jest lekka robota, po każdej akcji trzeba sprawdzić sprzęt, wszystko uzupełnić. W mercedesie mieści się 2500 litrów wody, do tego środki pianotwórcze w kilku rodzajach – deteor, reteor. Pianą gasimy – w zależności od rodzaju – zarówno paliwa, samochody, jak i lokomotywy – ale także wypełniamy jej lekką odmianą pomieszczenia zagrożone, tam, gdzie nie można wejść. Więc jak mówiłem wcześniej wyjeżdżamy średnio co 2 dzień, ale bywały i takie chwile, że mieliśmy alarm raz za razem. I dla uściślenia – 102 wyjazdy tyczyły pożarów, to dużo. Normalnie te proporcje są pół na pół, ale w zeszłym roku była susza – paliły się trawy, lasy.


JR: - Hmm, za chwilkę wiosna. Czy w regionie Obornik Śląskich ludzie nadal wypalają trawy?
: - Ze swojego doświadczenia jeszcze z Trzebnicy widzę, że w ostatnich latach po wejściu do UE jest lepiej. Może wynika to z dopłat za pola? Jeśli jest uprawiane, dopłata się należy. Jednak gdy trawy płoną – już nie. Ta bezmyślność się zmniejszyła. Jednak dalej jeździmy gasić. Niesie to za sobą kolejne niebezpieczeństwo – pola są często wśród lasów. I ogień może tam właśnie się przenosić.
JR: - A jak jest z fizyczną sprawnością? Macie jakieś treningi, szkolenia?
: - Zawodowi strażacy tak, jest to bardzo pilnowane. Co roku wszyscy przechodzą testy sprawności fizycznej, do tego kierowcy i jeżdżący bezpośrednio do akcji badania lekarskie i psychologiczne. W OSP co 2 lata są badania i średnio raz w miesiącu treningi, zarządzane przeze mnie. Nie ma formalnego wymogu przeprowadzania testów fizycznych.
JR: - Pamięta pan jakąś spektakularną akcję gaśniczą?
: - Moim największym pożarem był ten w Kuźni Raciborskiej w 1992 roku - największy w historii Polski, może nawet w całej historii nowożytnej naszej części Europy. W ogniu stało 10.000 ha! Niestety, w pierwszej fazie pożaru śmierć w płomieniach poniosło 3 strażaków. W akcji uczestniczyło około 6.000 zawodowców, pożar trwał kilka miesięcy, choć jego główna faza „zaledwie” 2 tygodnie. Tu, w Obornikach Śląskich i okolicach miałem tych pożarów bardzo dużo i nie wiem, który jest najważniejszy. Na początku roku na przykład, tu, przy ul. Skłodowskiej paliły się piwnice, było duże zadymienie, co sprawiało, że akcja trwała długo. Pracowaliśmy wyłącznie w aparatach ochrony dróg oddechowych. Nie mamy ich za wiele. Dojechały do nas inne jednostki. Na szczęście pożar się nie rozprzestrzeniał, usuwaliśmy ręcznie w tym dymie z piwnic wszystko, by dojść do źródła ognia. Ale daliśmy radę i prócz zadymienia klatki schodowej nikomu nic się nie stało. No i niedawno paliła się hala produkcyjna w zakładach Styrobudu, pamiętam również jak płonął już nieistniejący zakład Haste.
JR: - Co głównie według pana jest przyczyną powstawania pożarów?
: - Może nie co – lecz kto? Człowiek, niestety człowiek i jego zaniedbania. W zakładach nie przestrzega się zaleceń BHP i reżimów technologicznych, w mieszkaniach – papierosy, a w produkcji rolnej - stare maszyny z zacierającymi się i iskrzącymi łożyskami.
JR: - Jak wygląda typowy alarm pożarowy?



: - U nas w Obornikach to polega na tym, że każdy, kto zauważy ogień lub inne zdarzenie gdzie będą potrzebni strażacy dzwoni na 998 lub 112. Dyżurny w Trzebnicy z Powiatowego Stanowiska Kierowania drogą radiową włącza syrenę. Automatycznie w telefonach komórkowych również odzywają się nam sygnały. Zbiegamy się czy zjeżdżamy samochodami i w granicach maksymalnie 5 minut wyjeżdżamy. Czasem nas jest za dużo, czasem za mało – ale jeszcze nie zdarzyło się, byśmy nie skompletowali załogi.
JR: - Co przekazałby pan naszym mieszkańcom, by poprawić bezpieczeństwo?
: - Nie palcie w łóżku (szczególnie „przy flaszeczce”) papierosów (uśmiech). I jak rozpalacie gdzieś ogień – by upiec kiełbaski czy po prostu posiedzieć i pogadać – pamiętajcie, że to nie jest tak łatwo. Że niedogaszony ogień może wywołać pożar w pobliskim lesie. Że rzucony w trawę pet może ją zapalić, a wiatr rozniesie płomienie daleko.
Ale my nie tylko gasimy, uczestniczymy też akcjach ratunkowych w wypadkach drogowych, uwalniamy zaciśniętych karoseriami ludzi. Jeźdźmy ostrożnie! Mamy w regionie wąskie, kręte drogi, mocno podziurawione zimą. To niebezpieczne!



JR: - A problem głupich dowcipów? Fałszywe telefony?
: - Z doświadczenia umiem rozróżnić „żarty”. To przerażające, ale w ciągu 10 lat mojej służby w Trzebnicy mogę powiedzieć, że na 10 zgłoszeń aż 9 to nieprawda. Dzisiaj się poprawia ta statystyka – namierzalność żądnych sensacji ludzi jest bardzo wysoka, także w przypadku pozornie anonimowych telefonów komórkowych tzw „prepaidów”. Jakiś czas temu dwukrotnie wyjeżdżaliśmy do wezwań na ulicę Drugiej Armii. No i policja namierzyła żartownisia.
JR: - Co z prewencją? Pytam o prewencję straży jako instytucji?
: - Oczywiście! Jeśli chodzi o zakłady pracy – każda nowa jednostka ma ścisły odbiór p-poż, do tego okresowe kontrole. Także takie na sygnał od pracowników. Do tego możemy nałożyć mandat za nieprzestrzeganie przepisów, czym zajmuje się głównie właśnie służba prewencji. I nasza jednostka spotyka się co roku ze szkołami, najczęściej w okolicach Dnia Strażaka (4 maja – przyp. JR). To świetna okazja, by młodym ludziom „sprzedać” trochę wiedzy z zakresu bezpieczeństwa. Hmmm, wie pan co – każdy właściwie z chłopców chce zostać strażakiem! (śmiech).
Do tego jadąc wozami na teren szkoły przy okazji robimy przegląd zabezpieczenia przeciwpożarowego. To chyba wszystko!
JR: - Dziękuję za rozmowę!
ZŁ: - Dziękuję. Nie pali się!



Tygodnik Obornicki, Jerzy Radek, 2009.




Serwis prasowy nr 150
 marzec 2009