8 października 2004
FANTASTIC - BOMBASTIC W BESKIDZIE NISKIM
Wakacje - czas wędrówek i przygód. Takie hasło idealnie pasowało do
naszego obozu wędrownego po Beskidzie Niskim. Wyruszyliśmy w niedzielę 24 czerwca -
dwudziestu uczniów Gimnazjum w Obornikach Śląskich i dwójka opiekunów: pani Bożena
Magnowska i pan Marek Kolano.
Po całonocnej podróży pociągiem, w poniedziałek rano dotarliśmy do
Zagórza. Stamtąd był już tylko krok do wsi o nazwie Komańcza. Niewyspani i zmęczeni
podróżą zjedliśmy śniadanko, rozpakowaliśmy i umyliśmy się, po czym poszliśmy na
spacerek po górach. Zwiedziliśmy klasztor gdzie przed laty więziony był kardynał
Wyszyński i obejrzeliśmy pokój, w którym mieszkał. Po obiedzie, zjedzonym w
miejscowym barze, poszliśmy odpocząć do naszego schroniska.
Następnego dnia trochę jechaliśmy, a trochę szliśmy, by dotrzeć do
Posady Górnej. Pogoda dopisywała, dobrze nam się wędrowało. A w Posadzie -
niespodzianka: nocleg w sali, która miejscowym służyła do organizowania różnych
imprez. Wszyscy (22 osoby) spaliśmy w jednym pomieszczeniu. Było świetnie! Zwłaszcza,
że śniadania i kolacje jedliśmy w remizie strażackiej. Każdego dnia miał ktoś inny
dyżur, i tym sposobem nie było żadnych nieporozumień. Zwiedziliśmy pobliską
miejscowość - Rymanów Zdrój, mieliśmy okazję wypić wodę ze źródła, posiedzieć
przy deptaku, kupić pocztówki. A także zjeść obiadek i z pełnym brzuszkiem wrócić
do schroniska.
Rano po śniadanku znowu wyruszyliśmy w trasę. Tym razem naszym celem
stał się Iwonicz. Trasa dobra, pogoda piękna, a jakie cudne widoki! Chodziliśmy po
malowniczych wzgórzach i pagórkach. W Iwoniczu była okazja, by pochodzić po sklepach.
Droga powrotna do schroniska strasznie się nam dłużyła. Tylko 6 km, ale masakra! Co
nie zmieniło faktu, że po powrocie chłopcy poszli grać w kosza, a dziewczyny w
bambintona i ping-ponga. Po kolacji odpoczynek i pakowanie się przed następną drogą.
Następnego dnia dowędrowaliśmy Bóbrki, gdzie spaliśmy znowu wszyscy
razem na jednej sali. Ponieważ uprzedziła nas swym przyjazdem grupa z Lublina
musieliśmy spać na karimatach. Niewygodnie! Ale za to obiadki były wyśmienite
-gotowały dla nas gospodynie z Bóbrki. W niedzielę po śniadaniu chętni poszli do
kościoła, a następnie całą grupą wyruszyliśmy do Muzeum Ropy Naftowej. Widzieliśmy
piękne lampy naftowe oraz zadziwiające maszyny, które wydobywają ropę. Zwiedzaliśmy
domek Ignacego Łukasiewicza, w którym znajdowały się plany, zdjęcia i mapy wynalazcy
lampy naftowej.
Pogoda cały czas nam dopisywała i nie opuszczała nas do Nowego
Żmigrodu, który był kolejnym przystankiem na trasie wyprawy. W trakcie wędrówki
zachwycaliśmy się otaczającą nas zielenią i pięknymi widokami. W Nowym Żmigrodzie
naszym "nowym domem" był internat przy Liceum Ogólnokształcącym. Pierwszy
raz na tym obozie mieliśmy łóżka! Było super! Oczywiście wybraliśmy się na spacer,
podczas którego weszliśmy na wzgórze zwane Grzybkiem, na którym znajdowały się trzy
krzyże. Legenda głosi, że postawili je trzej królowie, którzy chcieli się bić, ale
się dogadali i na dowód czego postawili trzy krzyże. Podobno mają one tajemnicze
właściwości. Po ich uszkodzeniu na miejscowość spadła klątwa. Między innymi
spalił się klasztor, a ludzie zaczęli umierać. Po odnowieniu krzyży złe fatum
znikło.
Dalej szlak poprowadził nas do Krempnej. Trasa była bardzo trudna i
ciężka. Pot spływał nam ciurkiem po plecach, ale warto było. Na miejscu pozwoliliśmy
sobie na większe swawole, poszliśmy nad strumień, pluskaliśmy się i opalaliśmy, a
także mieliśmy przyjemność pojeździć konno w pobliskiej stadninie. Wieczorem
spacerek i liczenie gwiazd na niebie. Nie za długo, bo jutro przed nami ciężki dzień.
Idziemy około 7 - 8 godzin do Folusza.
Opłacało się iść te 20 km, bo mieliśmy piękne widoki, a i pogoda
się nie psuła. Obejrzeliśmy górski wodospadzik i inne atrakcje Magurskiego Parku
Narodowego. Było cudnie! A w ostatnią noc przeżyliśmy dreszczyk emocji. Otrzymaliśmy
zadanie przejścia przez las, bez latarek, a po drodze straszyli nas harcerze, którzy
udawali leśne duchy. Łatwo nie było, ale na końcu czekała nas nagroda - nasi
opiekunowie wręczyli nam legitymacje PTSM.
Cali i zdrowi w niedzielę 11 czerwca wyruszyliśmy w drogę powrotną do
Obornik. Nasz dwutygodniowy wyjazd do Beskidu Niskiego możemy uznać za bardzo udany.
Każdy z obozowiczów powrócił do domu z uśmiechem na twarzy i z satysfakcją z
przejścia tak długiej trasy pieszo. Nasz dwutygodniowy obóz po Beskidzie Niskim z
całą pewnością zaliczamy do udanych. Bardzo dużo chodziliśmy. Niektóre miejsca
były naprawdę strome i niebezpieczne, ale nad całą sytuacją panowali nasi
przesympatyczni opiekunowie. Chodząc po górach podziwialiśmy różnorodne obiekty
przyrody, drzewa i rośliny. Robiliśmy zdjęcia dziwnym ptakom i zwierzętom.
Spędziliśmy dwa tygodnie w gronie najlepszych psiapsiółek i psiapsiół. Wieczorami do
późna śpiewaliśmy piosenki, graliśmy w karty i gadaliśmy, gadaliśmy. Nauczyliśmy
tolerować się nawzajem, na pewno też każdy dowiedział się czegoś o sobie.
Chcielibyśmy, aby co roku były organizowane tego typu obozy.
Ola Woś, Natalia Gerej, Asia Ryk, Kasia Frąk
pod opieką Marka Kolano
|
Serwis prasowy nr 98
8-18 października 2004
|