Klasa Ia, 1956
Tak jest napisane na odwrocie fotografii, którą
przyniosła nam pani Irena Kwiatkowska. I jeszcze tą samą ręką
wykaligrafowane nazwisko "Kurowski Jan".
Plik do pobrania (jpg)
Plik do
pobrania (tiff)
Szanowni Państwo,
Spróbujmy opisać to zdjęcie. Na razie wiemy, że wychowawczynią z
fotografii jest pani Ida Ignatiew, która siedzi w otoczeniu
swoich uczniów. Jeżeli ktoś rozpozna siebie lub koleżankę czy kolegę
- bardzo proszę o przesłanie wiadomości
obrocka@oborniki-slaskie.pl
Romana Obrocka
Witam!
Dotarło do mnie zdjęcie mojej klasy, wzruszające... W Obornikach nie
mieszkam już od 36 lat. Niestety nie utrzymuję też kontaktów z
kolegami. Uleciał czas, uleciały też nazwiska ale może będę
pomocna...
Patrząc na fotografię
od lewej przy P. Ignatiew 1. Basia Stajniak , 2 ... 3. Janka Nowak
(?) 4 ... 5 Barańska (?) 6. Stasia Korzeniowska ,
od prawej: 1. Ewa Szymańska, 2. Ela Żak, 3. Basia Hola, 4 ... , 5.
Ewa Kazimierczak,
II rząd od lewej: 1. Teresa Pieronek, 2. Ala Marcinkowska, 3.
Bogusia Howorus, 4. Krystyna Cieplińska, 5. Lipińska, 6. Danka
Dudzik, 7 ..., 8... , 9 ...,
III rząd chłopcy: 1. Henio Trojner, 2. Paluszyński, 3. Roch Pyczak,
4. Henio Małkiewicz, 5 ... 6. Tobolski, 7 ...
IV rząd 1. Jaś Kurowski, 2 ..., 3 ..., 4..., 5. Bogdan Łakomy, 6.
Andrzej Gajewski, 7. Bortnicki.
To były inne czasy w szkole niż obecnie, Pani Ignatiew była bardzo
wymagającą nauczycielką.
Ela Jendrzejczak, 22.10.2011
Po otrzymaniu od Pani Elżbiety Jendrzejczak opisu fotografii,
poprosiłam o tekst wspomnieniowy z owego czasu w Obornikach
Śląskich. 14 listopada 2011 w poczcie elektronicznej znalazłam
opowiadanie, za które serdecznie dziękuję oraz przyłączam się do
apelu Autorki zamieszczonego w ostatnim akapicie tekstu.
Romana Obrocka
I a, 1956 r.
Okazuje się, że teleportacja w tamte czasy nie jest łatwa, może
dlatego, że nie ma znikąd podpowiedz, zresztą w tamtych latach byłoby to niedopuszczalne. W tamtych czasach byłam dziewczątkiem
drobniutkim, chorowitym i okropnie wstydliwym, zresztą pamiętam, że
wszystkiego się bałam… Pani Ignatiew też ; zresztą wszyscyśmy się
jej bali. Przestrzegała dyscypliny i była bardzo wymagająca. Mowy
nie było o podpowiedziach, hałasie w czasie lekcji, oglądaniu się,
itp. Wykładów słuchało się z rękoma założonymi do tyłu.
Budynek szkoły przy ulicy Bolesława Bieruta (obecnie Stefana
Kardynała Wyszyńskiego) był bardzo zniszczony. Nasza klasa
znajdowała się na końcu korytarza, po prawej stronie (naprzeciwko
pokoju nauczycielskiego) i z widokiem na kościół. Lekcje religii
odbywały się poza szkołą w salce katechetycznej. Ławki szkolne były
drewniane z zespolonym blatem, połączone drewnianym siedziskiem z
oparciem. Pośrodku blatu był kałamarz z atramentem. Jeśli siedziałaś
po lewej stronie, to OK., jeśli po prawej, to kleksy na kartkach
zeszytów zdarzały się nader często, a za nie dostawało się „łapy”.
Pisaliśmy obsadką z drewna ze stalówką. Obsadki były różne, ja
miałam taką śliczną , kolorową wręcz tęczową. Stalówka to też był
specyfik. Jeśli miałaś zwykłą, to pisało się gorzej, jeśli była taka
„złota „ z kuleczką na końcówce, to pisało się znacznie lepiej.
Uczono nas kaligrafii. I to było pożyteczne: wyrabiało pewne cechy
charakteru , jak cierpliwość i staranność. Tzw. swoim charakterem
pisma można było pisać dopiero w klasach wyższych.
Wszyscy obowiązkowo nosiliśmy fartuszki z białymi kołnierzykami
(chłopcy stanowili wyjątek nie wiem dlaczego?) i koniecznie tarcza z
emblematem szkoły na ramieniu. Tarcze były kolorowe dla różnych
szkół. W owym czasie w Obornikach Śląskich były dwie podstawówki:
„Jedynka” i nasza „Dwójka”.
W klasach I i II lekcje prowadził jeden nauczyciel, dopiero później
dochodzili inni. Najwcześniej była zmiana z matematyką. Chyba już w
III klasie prowadził ją Pan Skorupa , starszy pan , dobry stary
nauczyciel , wymagający, ale wspominam jego bardzo pozytywnie.
Pamiętam też zabawne wydarzenie na lekcji przyrody (biologii): na
zadane przez nauczycielkę pytanie, wyrwałam się do odpowiedzi razem
z kolegą Pyczakiem , odpowiedziałam pierwsza, a on na to „o ty
sroko, wyrwałaś mi to z ust!”. Od tej pory wszyscy nazywali mnie
„Sroka”.
Należałam do Kółka Literackiego, chętnie uczyłam się wierszy i
klepałam je na wszystkie okazje: 1 Maja , imieniny pana Dyrektora,
urodziny ks. Proboszcza. Chętnie uczestniczyłam też w zajęciach
Kółka Dramatycznego, ale zawód wybrałam całkiem inny. Koniecznie
trzeba było chodzić do biblioteki, którą prowadziła Pani Szubert.
Należało się też do SKS i SKO. Prowadziłam też sklepik szkolny, w
którym trzeba było się samodzielnie rozliczać, ale wyleciałam z
niego za zbytnie upodobanie do słodyczy.
Wydawało się, że nie interesowały nas wydarzenia obok , problemy
polityczne i ekonomiczne, a czasy były ciężkie. Mieliśmy jednak
świadomość sytuacji politycznej: pochodziliśmy z rodzin
przesiedleńczych i jak to dzieci słuchało się wszystkiego.
Myślę że byłoby bardzo ciekawie gdyby inni uczniowie dołączyli swoje
wspomnienia.
E. Jendrzejczak z domu Żak
●
Powrót do strony głównej...
●
Wejście do
archiwum wiadomości...